czwartek, 5 kwietnia 2012

Cisza

Cisza

Wyobrażaliście sobie kiedyś jak to jest nie słyszeć? Ja tak i do tego dodałam amnestie choć ta wizja jest nieco...przesłodzona. Niektórzy już pewnie znają te opo to nie pierwszy raz gdy umieszczam je w sieci. Prosiłabym by go nie kopiować.


Rozdział 1


Cisza. Niekończąca się i nieprzenikniona. Nie każdy ma czas i możliwości by się w nią wsłuchać i nacieszyć. Ja znam tylko ją. Jest ze mną zawsze od samego początku. Żadnych: grzmotów, szelestów, krzyków, płaczu, zgrzytu, plusku, łomotu, pisku, ryku, wrzasku, szeptu, szumu, skrobania. Nic.
Nie pamiętam kim byłam, ani nie wiem kim jestem. Imię, nazwisko. To dla mnie nie istniało w moim świecie. Nic nie znaczyły. Nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje i że jest potrzebne. Mój własny wygląd długo nie był mi znany. Zauważyłam jedynie, że posiadam długie do ramion brązowe włosy.
Pierwsze co pamiętam to wspomniana cisza, która mi towarzyszyła. Potem przyszedł ból w okolicach głowy. Leżałam na piaszczystej drodze Las iglasty rozciągał się po obu jej stronach. Puki leżałam nie widziałam za wiele. Obok mnie znajdował się duży lekko brudny od krwi kamień. Musiałam w coś uderzyć. Wszystko wirowało. Dotknęłam miejsca z którego promieniowało nieprzyjemne uczucie. Włosy były w zaschniętej krwi. Dookoła mnie leżały martwe ciała. Patrzyłam na ich twarze nie rozpoznając ich. Nie wiedziałam czy to moi bliscy czy przypadkowi towarzysze w podróży. Zobaczyłam rozbity na kawałki samochód.Dlaczego wszyscy leżeli na ziemi? Niczego nie pamiętałam. 
Pustka, bezruch, bez-dźwięk. To sprawiało torturę. Nie wiedzieć kim się jest co się stało. Mimo że wytężałam pamięć. Jakby nie istniało nic przed wypadkiem. Czułam się strasznie samotna bezbronna i zagubiona. Mój wiek był dla mnie tajemnica, ale byłam za wysoka by można mnie nazwać dzieckiem. Mimo to rozpłakałam się jak dziecko...
Ten bezruch był dla mnie przerażający. Jakby czas się zatrzymał w momencie gdy nie powinien, a gdy czas wznowił swój bieg, ból głowy przeszedł na wyższy poziom. Otaczające mnie ciała wzbudzały we mnie panikę. Musiałam z uciec. Czułam się zagrożona. Podpełzłam do jednego z drzew i wspierając się o jego korę powoli wstałam. Byłam osłabiona i trudno mi było zachować równowagę. Wszystko się kręciło. Poczułam na sobie zimny podmuch wiatru. Gałęzie poruszały się. Nie miałam siły by biec. Jednak chciałam się jak najszybciej oddalić od tego miejsca.
Nie orientowałam się w porze dnia, ani stronach świata. Zdezorientowana szłam wzdłuż ścieżki. Marsz trwał bardzo długo. Każda sekunda zdawała się wiecznością. Nie wiedziałam jak długo już idę. Czy bardziej wlokę się. Godzinę, czy dwie, a może tylko pół. Nie odwracałam się. Bałam się tego co za mną.
Dopiero kąt padania promieni słonecznych stopniowo skracający mój cień potwierdził iż jest ranek. Świat stawał się coraz jaśniejszy. Poranna łuna czerwieniła się po mojej lewej. Tarcza słoneczna pozostawała niewidoczna. Ukryta za drzewami.
Piaszczysta dróżka skończyła się. Przed sobą miałam mały lasek. Bosymi stopami wyczuwałam ledwie wyczuwalne drganie podłoża. Pojawiały się i znikały. Odstępy były duże i nieregularne. Stałam tak opierając się o drzewo. Miałam nogi jak z waty. Nie byłam pewna czy chce wiedzieć co tam się dzieje. Słońce wznosiło się coraz wyżej. Mrok ustępował światłu. Cienie były bardziej widoczne. Spojrzałam na własny. Domyśliłam się, że do tej pory zmierzałam na południe.
Poczułam na sobie cudze spojrzenie. Możliwe że to tylko moja wyobraźnia potęgowana zmęczeniem. Wydawało mi się jednak, że daleko chen za sobą widzę jakaś postać. Dziwny impuls kazał mi się ukryć. Najszybciej jak mogłam znalazłam się pomiędzy drzewami i wchodziłam coraz bardziej w głąb. Igły kuły mnie w podeszwy niczym nie osłoniętych stup. Było mi zimno. Miałam na sobie tylko sukienkę. Lekko postrzępioną. Nie pamiętałam co się stało z resztą mojego stroju. Czułam jak moje jelita skręcają się z głodu i napięcia. Rozglądałam się nerwowo. Las choć pozornie martwy, był pełen życia. Zobaczyłam ruch w koronach drzew. Ciekawskie ptaki obserwowały mnie uważnie.
Przebyłam las i weszłam na betonową powierzchnie. Była równa i ciemna. Wyrysowano na niej trzy białe linie. Jedna przerywana przechodziła przez środek czarnego pasma i ciągnęła się wzdłuż. Pozostałe dwa po bokach. Z bliska widać było że w rzeczywistości nie były linią prostą. Składały się z bardzo małych pionowych kresek. Intuicja mi mówiła, że nie powinnam przez nie przechodzić. Ulica biegło prostopadle do mojej poprzedniej ścieżki.
Co jakiś czas przejeżdżały przez nią ciężarówki i inne pojazdy. To one powodowały te drgania. W przejeżdżających pojazdach widziałam ludzkie twarze. Z początku nikt mnie nie zauważał. Samochodów nie było wiele. Przemykały raz na może pół minuty. Nagle jeden z nich zwolnił przejeżdżając obok mnie...
Przebyłam las i weszłam na równą, ciemną betonową powierzchnie.  Wyrysowano na niej trzy białe linie. Jedna przerywana przechodziła przez środek czarnego pasma i ciągnęła się wzdłuż. Pozostałe dwa po bokach. Z bliska widać było że w rzeczywistości nie były linią prostą. Składały się z bardzo małych pionowych kresek. Intuicja mi mówiła, że nie powinnam przez nie przechodzić. Ulica biegło prostopadle do mojej poprzedniej ścieżki.
Co jakiś czas przejeżdżały przez nią ciężarówki i inne pojazdy. To one powodowały te drgania. W przejeżdżających pojazdach widziałam ludzkie twarze. Z początku nikt mnie nie zauważał. Samochodów nie było wiele. Przemykały raz na może pół minuty. Nagle jeden z nich zwolnił przejeżdżając obok mnie...
Samochód zatrzymał się. Mało brakowało, a spowodowałby wypadek. Kierowca miał minę jakby zobaczył ducha. Tak też musiałam wyglądać.
Ledwie żywa dziewczyna stojąca samotnie na poboczu jakiejś odludnej drogi. W podniszczonej brudnej sukience z rozczochranymi ciemnymi włosami. Jak zjawa, czy upiór. Nie mówiąc o mgle spowijającej pobocze drogi. Nadciągała od północy. Dopiero niedawno zaczęła się rozwiewać na wietrze.
Nie od razu wysiedli. Zaglądali we wsteczne lusterka by upewnić się, że oczy ich nie zwodzą, lub czy nie jestem złudzeniem optycznym. Może mieli nadzieje że zniknę, razem z mgłą. Ale gdy ona stawała się rzadsza, ja ciągle stałam. Ledwo, ale jednak.
Pierwsza kobieta od strony pasażera. Blondynka o kręconych włosach. Ubrana w zielony golf, czarna marynarka i dżinsy. Jak się dużo później okazało miała z czterdziestkę, jednak zabiegi kosmetyczne jakim się poddała skutecznie to maskowały. Z twarzy wyglądała na dwadzieścia parę, jednak wątpiłam by osoba w mniej więcej moim wieku miała tyle doświadczenia w oczach, cierpliwości i do tego była tak niskiego wzrostu.
Z początku byłam dla niej niecodziennym widowiskiem, które lekko ją przerażało. Szybko się to jednak zmieniło. Spojrzała na mnie z mieszaniną zaskoczenia i współczucia.
Do momentu w którym stanęłam na asfalcie szłam, bo myślałam, że jeśli się zatrzymam nie będę mieć sił by się ruszyć. Miałam rację.
Patrzałyśmy sobie w oczy. Ona nawet nie mrugnęła. Podeszła nieco bliżej by nie stać na jezdni, ale gdy znalazła się w pewnej odległości przystanęła. Chyba już nie uważała mnie za ducha, a przynajmniej tak nie traktowała. Obserwowała co zrobię. Wyczekiwała czegoś. Jej pomalowane czerwona pomadką usta poruszały się. No tak... zadała mi pytanie. Tylko jakie? I jak odpowiedzieć by zrozumiała?
Kierowca wyszedł z wozu. Sporych rozmiarów brunet. Ubrany w ciemne odcienie brązu. Zrobiłam krok do tyłu. Może to dlatego, że wyglądał groźnie. Chciał podejść, ale ona widząc moją reakcje zatrzymała go gestem dłoni. Staną tuż za nią, nie odrywając oczu ode mnie.
Chciałam uciec, ale zrobiłam rzecz przeciwną. Zemdlałam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz