Akcja
rozgrywa się na Kaszubach, czyli północy naszego kraju. Zacznę
może od przedstawienia głównego bohatera. Nazywał się Patryk
Kwiatkowski. Nazwisko podobnie jak imię nie było niczym
oryginalnym. Z wyglądu też niczym się nie wyróżniał. Chłopiec
miał dwóch młodszych braci, Damiana i Bartka, starszą siostrę
Grażynę i dwójkę starszego rodzeństwa, które z nimi nie
mieszkało, gdyż posiadali już własne domy. Typowa wielodzietna
rodzina. Patryk miał czternaście lat. Był szczupły, wysportowany
i na tyle wysoki, że zdarzało mu się zahaczać włosami o górną
framugę drzwi. Tak jak większość rodziny był szatynem,
niebieskie oczy miał po matce.
Po
kłótni z rodzicami, którzy jak zwykle go nie rozumieją i uważają
za lenia postanowił wyjść się przejść by odreagować. Czasem
się zastanawiał czy by nie uciec z domu. A wszystko dlatego, że
dostał szlaban. To nie należało do sprawiedliwych jego zdaniem.
Czuł się wielce skrzywdzony. Uważał, że to nie sprawiedliwe,
gdyż według niego jego rodzeństwo również przesiaduje przed
ekranem całe dnie.
„Wcale
nie jestem uzależniony, po prostu tu nie ma nic ciekawego” -
pomyślał.
Chciał uciec z domu. Nie na zawszę. Powód był zbyt błahy. Po prostu zamierzał na godzinę lub dwie uciec od tego nudnego życia. Bez komputera nie miał co ze sobą zrobić. Nawet nie zauważył gdy nogi go zaprowadziły do parku. Nie wiedział co tam będzie robił, lecz perspektywa spędzania czasu z rodziną nie podobała mu się. O tej porze w miejscu tym było niewiele ludzi. Teren za mało drzewiasty by nazwać go lasem, pełno tam jednak roślin, zero ingerencji człowieka nie licząc ścieżek i niewielu drewnianych ławek. Krajobraz był przepiękny jednak nie robił na Patryku żadnego wrażenia. Znał go już do znudzenia. Byle kwiatki i inne zielska nie robiły na nim wrażenia. Ścieżka stopniowo skręcała w prawo. Po kilku krokach po swej lewej miał już pierwszy pagórek, z którego zimą cała wieś zjeżdżała na sankach. Obecnie był to sterta ziemi porośnięte sianem (zeszłoroczna zeschnięta trawa).
Przechodząc
koło miejsca w którym krzyżowały się dwie ścieżki, usłyszał
krzyki i wrzaski. Pomyślał że może to jakiś gang, czy też
zwykła grupka pijanych znajomych się wygłupia i omijając miejsce
szerokim łukiem zignorował dziwaczne wycie i tym podobne. Błądził
bez celu, aż spostrzegł, że stoi w miejscu znacznie oddalonym od
szlaku. Nie przejmował, się że się zgubi.Z resztą mało to było prawdopodobne.
Poszedł
kawałek dalej. Wtedy właśnie to zobaczył. Jasny, duży owalny
kamień. Wcześniej tutaj go nie było. Zapamiętał by tak duży
obiekt. Długo zastanawiał się czy go dotknąć. Gdy się przemógł
gładka powierzchnia okazała się ciepła. Co więcej zawartość
zdawała się pulsować. Zupełnie jakby żyła.
Nie
mógł jeszcze o tym wiedzieć, ale większość z was z pewnością
się domyśla, że znalazł on jajo. Nie byle jakie. Większe niż
strusie i od niego twardsze. Nie należało jednak do smoka, o czym
on nie mógł wiedzieć. Uznał znalezisko za zwykły kamień,
jednak mimo to przez jakiś czas patrzył na niego z zaciekawieniem
malującym się na twarzy. Jednak zdał sobie sprawę, że zachowuje
się głupio. Sam nie rozumiał czemu takie byle co go aż tak
fascynuje. Gdyby przedmiot był mniejszy i lżejszy, kto wie może by
go i zabrał do domu. Czego również nie rozumiał.
„Przecież
nie będę kolekcjonować głazów.”
Zdecydował
jednak zostawić to tak jak jest. Po co miałby tachać ciężki
kamulec do domu? Nie należał do kolekcjonerów minerałów. W ogóle
niczego nie zbierał. Jego jedyną pasją była piłka nożna. To
przypomniało mu, że powonień wracać do domu, by się spytać
rodziców, czy pozwolą mu pograć z kolegami. Szlaban nie powinien
mu tego zabraniać, ale lepiej się upewnić, czy znowu rodzicom coś
nie odbiło. Latem zadrżały się sytuację że zasiedział się do
późna, ale teraz szybko robiło się ciemno i zimno, więc choć
tym nie musieli się martwić.
Odwrócił
się więc od podziwianego zjawiska i ruszył przed siebie. W połowie
drogi, znowu usłyszał hałasy. Tym razem postanowił je sprawdzić.
Paradoksalnie im się do nich zbliżał tym cichły. Najwyraźniej
impreza, którą sobie ktoś urządził dobiegała końca. Coś
kazało mu się ukryć. W końcu nie wiadomo, czy nie byli
niebezpieczni. On był jeden a ich czterech.
Wzrostem przypominali co najmniej uczniów liceum jeśli nie studentów. Ich długie długie włosy kojarzyło mu się z satanistami, co jeszcze mocniej wzmogło jego intuicje. W jego małej wsi dość podejrzliwie traktowano takich oszołomów. Ich ubrania nie były jednak czarne. Wyglądali na przebierańców, którzy urwali się ze średniowiecznego festynu. Posiadali blade cery i piękne jak na chłopaków rysy twarzy.
Wzrostem przypominali co najmniej uczniów liceum jeśli nie studentów. Ich długie długie włosy kojarzyło mu się z satanistami, co jeszcze mocniej wzmogło jego intuicje. W jego małej wsi dość podejrzliwie traktowano takich oszołomów. Ich ubrania nie były jednak czarne. Wyglądali na przebierańców, którzy urwali się ze średniowiecznego festynu. Posiadali blade cery i piękne jak na chłopaków rysy twarzy.
-Ja
sobie podaruje kolejne polowanie. Nie bawi mnie to. - zaczął
jasnowłosy.
-Co
ty mówisz. Co może bardziej poprawić nastrój niż zabicie takiego
stwora? - spytał go jedyny z grupy o krótko przystrzyżonych
włosach.
-Ciekawe
gdzie chowa się jajo. Jak myślicie? Powinno niedaleko być gniazdo.
Trzeba by przeszukać okolice. Wiecie ile to może być warte... -
ekscytował się najniższy z ich czwórki, a jednocześni niemal o
głowę od Patryka wyższy młody mężczyzna.
-Jak
chcecie. Ja wracam. - kontynuował marudzenie pierwszy.
Czwarty,
najwyraźniej ich szef o najciemniejszych włosach i nie ludzkim
spojrzeniu, zgodził się by wszcząć poszukiwania. Na najbliższym
skrzyżowaniu rozdzielili się, a Patryk stwierdził, że musi się
wrócić. Nie miał pojęcia co nim kieruje. Mimo to biegł ile się
dało. Na miejscu przyjrzał się ponownie kamykowi. Teraz faktycznie
zaczął mu przypominać jajo. Choć
jeden z nich mówiąc o nim gestykulując pozażywał mniej więcej
takie rozmiary, nie musiało przecież chodzić właśnie o to.
„Może
to tylko mi się wydaje?”
To
nie była jego sprawa i nie powinien się mieszać, a mimo to nawet
przez myśl mu nie przeszło by tak to zostawić. Tachanie go do domu
wciąż jednak przedstawiało się mało zachęcająco. Gdzie go niby
miał trzymać? Nie miał nawet plecaka. Z domu wybiegł tak jak stał
czego teraz żałował, również i dlatego iż zachciało mu się
pić.
Postanowił
je więc zakamuflować. Dokładnie przykrył je liśćmi których
było pełno i upewniwszy się że nic ich nie rozwieje, ulotnił się
z miejsca zanim zjawiła się trójka chłopaków „Kim
byli ci goście i czym było to coś co zabili? Skąd oni się tu wzięli? Czy kamień jest w rzeczywistości czegoś jajkiem?
Dlaczego ja to schowałem"
Zanim dotarł do domu słońce już zachodziło. Jego starsza siostra zdziwiła się na jego widok.
Zanim dotarł do domu słońce już zachodziło. Jego starsza siostra zdziwiła się na jego widok.
-
Gdzie byłeś? Nie poszedłeś grać w piłkę? Chłopaki się o
ciebie pytali.
-
Kiedy ? - zapytał biorąc sobie coś do picia.
-
Niedawno.
- To
ja lecę - powiedział gdy opróżnił spory kubek herbaty.
- A
obiad?
-
Potem sobie odgrzeje.
To
była jego szansa na odreagowanie. Grał z kumplami do wieczora, nie
myśląc o niczym. W tej chwili liczyła się prosta logika: połka
jest okrągła, a bramki są dwie. Mimo myśli dotyczących niedawnej
przygody, udawało mu się strzelić kilka bramek. Grę miał we krwi
i przy takich dziecięcych zabawach nie musiał zanadto angażować
mózgu. To co mu się przytrafiło było tak nierealne, że w końcu zaczął to traktować jak sen, a czasem wytykał sobie w myśli, że choć przez chwilę uwierzył w istnienie jakiegoś stworzenia znoszącego jaja nienaturalnie dużych wielkości.